Pierwsze kroki są najważniejsze
część II
część II
Gdzie ja jestem?
Uchyliła powieki oczu i natychmiast zacisnęła je z powrotem sycząc cicho. Było zdecydowanie za jasno. Przekręciła się na bok i przykryła głowę kołdrą...
-Jak się czujesz? -usłyszała cichy głos, który poprzedził trzask zamykanych okiennic. -Lily, zdejmij kołdrę z głowy. -właścicielka miłego dla ucha sopranu zaśmiała się cicho kucając koło łóżka. -Nie zachowuj się jak dziecko...
-Dlaczego miałabym nie zachowywać się jak dziecko, skoro nadal nim jestem? -rudowłosa wynurzyła się z pod pościeli.
-O! To teraz jesteśmy na etapie -jestem dzieckiem i chcę nim być bez względu na wszystko? Ciekawe... -Delia splotła ręce na piersi unosząc jedną ze swoich czarnych brwi do góry w wyrazie ogromnego zaskoczenia.
-A żeby cioteczka widziała...
-Lily! Przecież miałaś...
-Wiem! Ale przecież jesteśmy tu same! -panna Evans usiadła na łóżku robiąc kobiecie miejsce obok siebie.
-Lily... -zaczęła Delia miękko otaczając ją opiekuńczo ramieniem. -Jeszcze nigdy wcześniej o tym nie mówiłam... -westchnęła cicho patrząc przed siebie -Ciężko mi wytłumaczyć pewne rzeczy, ale musisz wiedzieć jedno -ściany mają uszy... -szepnęła -W miejscach takich jak to, przesiąkniętych magią, nigdy nie można być wszystkiego pewnym...
-Nie rozumiem... -wyszeptała rudowłosa.
-Nie dziwię się. Ja sama mam z tym problem. -poczochrała włosy swojej podopiecznej. -Podobno, naprawdę bardzo potężne zaklęcie jest wstanie zmienić rzeczywistość, zamknąć portale, które były dotychczas otwarte, zmienić ludzką pamięć, wymazać czyjeś istnienie...
-To okropne...
-Tak, ale niestety możliwe... -chciała coś jeszcze dodać, ale usłyszała czyjeś kroki -Ubierz się. -podała rudowłosej zmniejszony kufer i wskazała jej drogę do łazienki...
-Już wstała, Mi. -powiedziała spokojnym głosem ścieląc łóżko. Drzwi za jej plecami zamknęły się z cichym trzaskiem.
-To dobrze. Jak się czuje? -zapytała McGonagall podchodząc do przyjaciółki. Wampirzyca uśmiechnęła się lekko wiedząc, że nie musi odpowiadać...
-Zdecydowanie lepiej niż wczoraj, nadal boli mnie trochę głowa, ale teraz dla odmiany jest mi trochę chłodno. Miło, że pani pyta, pani profesor. -...bo odpowiedzi udzieli osoba, której pytanie bezpośrednio dotyczyło.
-Panno Evans, o ile się nie mylę, to nie tak wygląda szkolny mundurek. -wargi Minerwy zadrgały, gdy ujrzała Lily stojącą w drzwiach łazienki.
-Przepraszam, pomyślałam, że skoro nie mam dzisiaj zajęć tylko testy, to mogę ubrać się w coś swobodniejszego. -wskazała na swoje czarne spodnie, białą koszulę, na którą zarzuciła czarny żakiet i...
-Śliwkowe martensy... przegrałam zakład. -parsknęła Delia. -Och, nie przejmuj się, Mi. Jestem pewna, że nikt nie zwróci na to uwagi. -powiedziała nadal się śmiejąc.
-Na pewno nikt nie zauważy. -mruknęła pani profesor starając przekonać samą siebie. -Ekhem... tak właściwie, to nie jestem tu po to, żeby nakłaniać kogokolwiek do zmiany wizerunku. Tak więc... Jest już w sumie po śniadaniu, więc może lepiej żebyś zjadała tutaj. Z dyrektorem umówiliśmy się, że przydzielimy cię dopiero, jak ustalimy z którym rocznikiem masz się uczyć...
-Na posiłki przychodź tutaj, Lily. To będzie mniej kłopotliwe. -wtrąciła Delia.
-Tak,
tak będzie najlepiej. -Minerwa uśmiechnęła się delikatnie. -Proszę
-podała Lily kartkę -tutaj masz po kolei wypisanych nauczycieli, do
których masz się udać. -Evans rzuciła okiem na listę i kiwnęła
delikatnie głową. -Testy będą zarówno teoretyczne jak i praktyczne.
Myślę, że nie będzie żadnych problemów.
-Uważaj na Nicolasa Shadowa. wtrąciła się Delia.
-Uczy Obrony Przed Czarną Magią. -mruknęła Lily ponownie zerkając na listę.
-Tak. Jest czystej krwi...
-...i
ma coś przeciwko osobom półkrwi lub pochodzenia mugolskiego.
-dokończyła za wampirzycę, która kiwnęła potwierdzająco głową.
-Rozumiem.
-Dobrze... Zjedz coś, zaraz będziesz musiała iść na eliksiry. -Lily jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi...
"Delikatne pukanie do drzwi wybudziło go z zamyślenia. Podniósł głowę znad stosu papierów. Kogo niesie o tej porze... Zaczynam dopiero za godzinę. -pomyślał krzywiąc się -A... to zapewne Ona. No, Minerwo, zaraz przekonamy się, czy rzeczywiście jest taka, jak ją przedstawiłaś. -Jego usta wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. Już on jej pokarze, że nie nadaje się na jego zajęcia...
-Proszę! -Drzwi uchyliły i do środka weszła smukła postać. Zmierzył ją wzrokiem i skrzywił się. Na kilometr było widać, że pochodzi z rodziny mugoli... Któż inny ubrałby się w ten sposób. Obrzydliwe... Nie spuszczał z niej wzroku, ale ona wydawała się tym nieskrępowana. Dumnie wyprostowana zajęła miejsce na przeciwko nauczyciela. Na jej twarzy nie widać było żadnych emocji... Nic. Pustka. To było dla niego coś zupełnie nowego...
-Czyżby uważała panna, że nie obowiązują ją zasady? -zapytał beznamiętnym tonem, którego używał tylko, gdy był bardzo zły na któregoś z uczniów.
-Nie, profesorze. Jednakże, pani McGonagall powiedziała, że nie muszę zakładać dzisiaj mundurka. -spokojny, opanowany ton... Zobaczymy jak bardzo będziesz odprężona, gdy zaczniemy testy. -Beozar. Powiedz mi wszystko co wiesz na jego temat. -zadał pierwsze pytanie, które miał na swojej liście. Jej wypowiedź była niespodziewanie wyczerpująca. Znowu go zaskoczyła. Wiele osób nie byłoby wstanie powiedzieć nawet połowy tego co ona... Zadał następne pytanie i kolejne... Widział jak delikatny rumieniec pojawia się na jej twarzy gdy mówiła z pasją o etapach ważenia eliksirów, o tym skąd pochodzą dane składniki i jak należy je przechowywać i przygotowywać do dodania do mikstury, o ich właściwościach... Był zachwycony jej wiedzą..."
Zadzwonił dzwonek obwieszczający początek zajęć... To była jego pierwsza lekcja w tym roku szkolnym. Machnął różdżką otwierając drzwi trzecioklasistom... Gryffindor i Slytherin... Westchnął cicho ciesząc się, że nie jest to przynajmniej czwarta kasa. Uczniowie powoli wchodzili do klasy patrząc z zaskoczeniem na rudowłosą dziewczynę ważącą swój eliksir w końcu sali. Jeden z uczniów niepewnie zajął miejsce obok niej. Nawet na niego nie spojrzała. Nauczyciel uśmiechnął się lekko, widząc jak oblicza krople soku z mandragory...
-Witajcie, miło mi was ponownie widzieć. Mam nadzieję, że coś zostało wam w głowach. Macie godzinę na uwarzenie...
Starła pot z czoła i uśmiechnęła się delikatnie. Uwielbiała eliksiry... Łączące się ze sobą składniki tworzące nowe mieszaniny... Eksperymenty zawsze były bardzo pouczającym doświadczeniem. Zwłaszcza, kiedy coś wybuchało. Uwielbiała uczyć się metodą prób i błędów. Zawsze wychodziło coś ciekawego, a każda porażka była niezwykle pouczająca. Miała szczęście, że Delia zawsze była skłonna poświęcić jej swój czas i uwagę... Uśmiechnęła się delikatnie odchylając głowę do tyłu. Wciągnęła powietrzem rozkoszując się zapachami składników przechowywanych w sali. Uwielbiła ich woń... Z łatwością mogła by podać nazwy większości z nich...
Usłyszała jak, ktoś z jej lewej strony ze złością uderza nożem o blat. Odwróciła głowę zaskoczona... Obok niej stał chłopak mniej więcej w jej wieku. Miał jasną karnację, czarne włosy, które były tylko odrobinę krócej ścięte od jej, czarne oczy miał utkwione w swojej miksturze, a bujne brwi marszczył w taki sposób, że jego twarz wyrażała zrezygnowanie i złość... Podążyła za jego spojrzeniem i potarła delikatnie skronie... Chyba wiedziała co wywołało u niego takie emocje... Zapewne uznał, że jego eliksir nadaje się już tylko do wyrzucenia. Cóż, miał trochę racji. Niektórzy zapewne po prostu pozbyliby się zawartości kociołka, ale nie ona. Zawsze było coś do uratowania... Uśmiechnęła się delikatnie patrząc jak wyjmuje łyżkę z kociołka, z której spływa gęsta ciecz o zgniłozielonym kolorze. Wciągnęła delikatnie powietrze badając uważnie zapach wydzielający się z mieszaniny... Nawet gdy "oznaki jej inności" były zamaskowane, to i tak miała olbrzymią przewagę nad ludźmi -jej zmysły pozostawały wyostrzone.
-Dodaj trzy listki szałwii, zamieszaj trzy razy w lewo i raz w prawo, zmniejsz temperaturę, znowu zamieszaj raz w prawo i dodaj z trzy łuski węża. -szepnęła. Chłopak odwrócił gwałtownie głowę w jej stronę patrząc na nią nierozumnym wzrokiem.
-Co? -zapytał również szeptem.
-Eliksir. -przewróciła rozbawiona oczami. -Nadal możesz go dobrze uwarzyć jeżeli zrobisz tak, jak ci powiedziałam.
-Evans, z łaski swojej zajmij się swoim zadaniem, a nie romansowaniem. -zagrzmiał z przodu kasy głos nauczyciela.
-Tak jest, profesorze. -zasalutowała uśmiechając się bezczelnie. Coś czuła, że jej nowy nauczyciel nie będzie miał nic przeciwko jej zachowaniu. Miała racje. Slughorn uśmiechnął się widocznie rozbawiony zachowaniem rudowłosej.
-Obyś trafiła do mojego domu.
-Zobaczymy. Ktoś kiedyś powiedział mi, że pasowałabym wszędzie. -odparła i po chwili dodała poważnym głosem -Nie sądzę, żeby przynależność do jakiegokolwiek z domów była wstanie pokierować moim losem.
-Dlaczego tak sądzisz? -jej słowa wyraźnie zaskoczyły nauczyciela i nie tylko jego. Niektórzy wyraźnie zamarli nad swoimi kociołkami oczekując jej odpowiedzi.
-Jeżeli ktoś jest naprawdę silny, to nie da się zmienić otoczeniu. Tylko słabi poddają się wpływom innych ludzi, profesorze. Uważam, że człowieka nie da się zamknąć, zdefiniować... Każdy z nas jest inny. Zawieramy różne pokłady odwagi, sprytu, wrażliwości. Każdy z nas ma inne zdolności, które powinien kształcić. Uczymy się na różne sposoby, w różnym tempie. To, że ktoś przyswaja informacje wolniej nie musi wcale oznaczać, że nie może być Krukonem. Gryfon nie zawsze musi być tym dobrym, a Ślizgon tym złym. Puchoni nie muszą być fajtłapami tylko dla tego, że mają dobre serca. Myślę, że cały problem polega na tym, że dajemy się kierować innym, poddajemy się stereotypom i często porzucamy wyznawane przez nas wartości tylko po to, żeby przypodobać się innym. Boimy się wyróżniać i walczyć o swoje. -urwała pochylając się nad kociołkiem. Uśmiechnęła się delikatnie i zgasiła ogień. -Myślę, że jest gotowy, profesorze.
-Słucham? -zamrugał szybko nie za bardzo rozumiejąc o czym mówi.
-Eliksir, profesorze. Jest gotowy do oceny. -wywróciła oczami. Nauczyciel dopiero po chwili przypomniał sobie o zadaniu jakie jej wyznaczył. Podszedł szybko do jej ławki.
-Co za dokładność i... Czy to...
-Rumianek. -dokończyła za niego Lily. -Wzmocni działanie eliksiry i jednocześnie doda mu przyjemny aromat.
-Wspaniale. Możesz już iść. Nie widzę najmniejszych przeszkód żebyś uczęszczała na zajęcia wraz ze swoim rocznikiem. Życzę powodzenia na pozostałych testach.
-Nie dziękuję. -zaśmiała się zarzucając torbę na ramię. Wychodząc usłyszała jeszcze jak profesor gratuluje odwagi siedzącemu obok niej chłopakowi. Bądź co bądź zaufał obcej osobie i dzięki temu jego eliksir mieścił się w normie...
"Wymień miejsca, w których możesz najłatwiej spotkać wampiry" -przeczytała i o mało co parsknęłaby śmiechem. Kątem oka zerknęła na nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Już od momentu przekroczenia progu klasy, wyczuła niechęć profesora skierowaną na jej osobę. W jego klasie była intruzem, odpadem magicznego świata, który nie powinien mieć prawa uczęszczania na jego zajęcia. Teraz już była pewna, że cioteczka miała rację. Shadow był stereotypowym, konserwatywnym czarodziejem czystej krwi. Najchętniej w ogóle nie wpuściłby ją na zajęcia, ale wiedział, że nie ma wyboru. Jego przedmiot był wykładany obowiązkowo przez pierwsze cztery lata nauki. Nie mógł też zrobić krzywdy swoim uczniom, ale to wcale nie przeszkadzało mu w okazywaniu niechęci studentom pochodzenia mugolskiego. Lily po samym sposobie siedzenia uczniów domyślała się ich pochodzenia. Pokręciła w rozdrażnieniu głową i wróciła do testu...
Wampiry... Wykrzywiła usta w krzywym uśmiechu. Miała z nimi odczynienia od urodzenia, a przynajmniej z jedną przedstawicielką ich gatunku, która opiekowała się nią od najmłodszych lat. O Zimnokrwistych wiedziała wszystko i te informacje nie koniecznie zgadzały się z tymi, które czarodzieje zapisali w swoich księgach. Każda magiczna istota od niepamiętnych czasów strzegła swoich sekretów, a to, niestety, przyczyniło się do powstawania legend, które zgubiły nie jeden gatunek. Elfy stały się postaciami z bajek, wilkołaki i wampiry mordercami, duchy lasów i wód zostały zmuszone do ukrywania swojego istnienia... Tyle nieszczęść wywołanych strachem ludzi... obawą przed potęgą i innością.
Wampiry podobnie jak inne rasy, które chciały przetrwać współpracowały ze sobą tworząc dla siebie nowe miejsca do życia, z dala od strachu i nienawiści. Walczyli z całych sił aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Dlatego też często oszukiwali ludzi co do ich miejsca zamieszkania, a czarodzieje nie mieli pojęcia, że w osadach, w których dochodziło do tajemniczych morderstw, nigdy nie zamieszkał na stałe ani jeden "Świadomy wampir"...
-Czyżby któreś pytanie sprawiało pannie problem? -usłyszała zimny, syczący głos. Starając się aby jej twarz nie okazywała żadnych emocji, powoli podniosła wzrok na stojącego przed nią profesora.
-Nie, raczej nie. -odpowiedziała wesoło zapisując szybko odpowiedź w wyznaczonym miejscu i oddając uzupełniony test. Nie potrzebowała wyostrzonych zmysłów, aby zobaczyć złość w jego oczach gdy przelotnie spojrzał na kartkę. Wiedziała, że liczył na to, iż uda mu się ją ośmieszyć, poniżyć. Ale ona nie dawała mu na to cienia szansy. Nawet podczas testu praktycznego. Nigdy nie uważała się za mistrza pojedynków. W Obronie była raczej przeciętna, ale brak zdecydowania w wyborze odpowiedniego zaklęcia nabierała w zwinności przy unikaniu zaklęć. Victor zawsze śmiał się, ze starcia z nią przypominają bardziej balet niż pojedynek.
-Możesz odejść. -warknął nauczyciel kierując się w stronę katedry...
Siedziała samotnie w gabinecie pielęgniarki kończąc swoją kolację. Była wykończona... i rozdrażniona myślą, iż atrakcje zaplanowane na drugiego września jeszcze się nie skończyły. Ale już niedługo i ten pokręcony dzień dobiegnie końca. Odłożyła widelec na pusty talerz i westchnęła ciężko opierając głowę na ręce. Bardzo cieszyło ją, ze tylko dwoje nauczycieli przywitało ja z widoczną niechęcią, ale na Merlina, te łzy doskonale widocznie w oczach Pomony Sprout doprowadzały ją do szału. Nienawidziła litości. Litowanie się nad kimś jeszcze nigdy w niczym nie pomogło. Doskonale wiedziała jak wiadomość o jej stanie zdrowia wpływa na większość ludzi i miała tego serdecznie dość. Może mieć tylko nadzieje, że nauczycielka nie będzie chciała odsunąć jej od bardziej wymagających zajęć w szklarni. Nie zniosłaby, gdyby ktoś zabronił jej kontaktu z roślinami...
A historia magii? Merlinie, jak ona kochała ten przedmiot. Nie było dla niej nic lepszego od przeglądania kart historii, odkrywania prawdy, porównywania faktów spisanych przez czarodziei z tymi zawartych w księgach Nieludzi. Musiała przyznać, że hogwarckich uczniów ciężko byłoby zainteresować odkrywaniem przeszłości. Skrzywiła się przypominając sobie wykład, podczas którego pisała swój test. Nigdy nie przypuszczała, że ktoś mógłby pozwolić wykładać duchowi, który tak nieumiejętnie przekazywał swoją niewątpliwie obszerną wiedzę. Nic dziwnego, że pod wpływem jego monotonnego głosu, uczniowie najzwyczajniej w świecie zasypiali. Ona w sumie też miała wtedy ochotę na drzemkę i zapewne zrobiłaby tak, gdyby nie była zła na dyrektora za doprowadzenie do takiej sytuacji.
-Jest ok. Naprawdę, czuję się nieźle. Jestem tylko trochę zmęczona. -mruknęła, gdy zimna dłoń pielęgniarki dotknęła jej czoła.
-Cieszę się. Temperatura twojego ciała wróciła już do normy. Proszę. -wręczyła jej szklaną fiolkę z eliksirem. -Dodałam trochę nasennego i uspakajającego, wiec nie powinnaś mieć problemów z zaśnięciem. -uśmiechnęła się delikatnie mierzwiąc włosy swojej podopiecznej. -Nie będę dawała ci eliksirów na zaś. W ten sposób będziesz miała pretekst aby odwiedzić pewną pielęgniarkę, która zapewne będzie nudzić się w swoim gabinecie. -dodała smutnym głosem.
-Och, niech się pani nie martwi! Jestem pewna, że znajdzie się paru uczniów, którzy chętnie opuszczą jakąś lekcję, na którą całkiem przypadkowo nie napisali eseju. -wyszczerzyła się Lily.
-O niczym innym nie marzyłam, jak tylko użerać się z symulantami. Błagam, zabierzcie mnie stąd! -jęknęła Delia przybierając zrozpaczony wyraz twarzy. -A tak z innej beczki, to mam zaprowadzić cię do Dumbledora. Nie jęcz.
-Nie jęczę. To był mój okrzyk zadowolenia. Wprost nie mogę się doczekać, aby poznać moich nowych kolegów i koleżanek z Domu. -skrzywiła się, a Delia, chcąc dodać jej otuchy, położyła dłoń na jej ramieniu. Doskonale wiedziała, że jej podopieczna nie przepadała za poznawaniem nowych osób i to wcale nie miało nic wspólnego z nieśmiałością lub strachem...
Droga do gabinetu dyrektora minęła im w ciszy. Wiedziały, że słowa nie zmienią tego, co się zaraz miało wydarzyć. Lily wiedziała, ze to wybór Tiary nie wpłynie na jej przeznaczenie. Nie miała najmniejszej ochoty poddać się stereotypom. Jeżeli nie znajdzie kogoś wartościowego w swoim domu, to poszuka gdzieś indziej. Nie będzie się przecież zmieniać dla kogoś, kto jej w ogóle nie zna. Niech ludzie zaakceptują ją taką jaką jest. Nie zależy jej na uznaniu i przyjaźni. Bez względu na wszystko pozostanie sobą.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż przyjaźń między domami jest możliwa. Doskonałym przykładem byli chociażby jej rodzice: matka-Gryfonka a ojciec-Ślizgon. Wiele osób myślałoby, że ich związek nie miałby szans. Ba, że nie mogliby się nawet przyjaźnić...
Zatrzymały się na chwilę przed gargulcem, który strzegł wejścia do gabinetu dyrektora i po chwili obie wspinały się po spiralnych schodach by ponownie zatrzymać się tym razem przed drzwiami. Obie doskonale wyczuwały obecność pięciu osób i jakiegoś stworzenia. Delia zastukała w ozdobne drzwi i usłyszawszy zaproszenie otworzyła je przepuszczając sobą rudowłosą.
Lilliane powoli weszła do okrągłego pomieszczenia, w którym znajdowali się opiekunowie czterech Domów i sam dyrektor. Wyszeptała pozdrowienie przelotnie spoglądając na nauczycieli i już miała skupić wzrok na obcym jej starszym czarodzieju, gdy jej spojrzenie przyciągnęło stworzenie siedzące na żerdzi koło biurka. Był to feniks, którego życie niewątpliwie dobiegało już końca. Zwierze spojrzało jej głęboko w oczy, skłoniło delikatnie głową i zaśpiewało krótko, aby po chwili spłonąć. Lily uśmiechnęła się lekko czują ciepło rozchodzące się po jej wnętrzu. Feniks... jej ognisty brat... znowu odradzi się z płomieni.
-Faweks, to niezwykłe stworzenie. -patrzyła jak dyrektor podchodzi do żerdzi u delikatnie podnosi feniksa z kupki popiołów i pomaga mu wrócić na miejsce. Dumbledore wrócił na swój fotel za biurkiem i wskazał rudowłosej jedyne wolne w pokoju krzesło. Posłusznie wykonała jego prośbę i skupiła na nim całą swoją uwagę.
-Jak się czujesz? -zapytał patrząc na nią uważnie. Zauważył delikatny rumieniec zażenowania na jej jasnej twarzy.
-Dobrze, profesorze. -odpowiedziała starając się nadać swojemu głosowi beztroski ton. Profesor uśmiechnął się gładząc palcami białą brodę. W jego niebieskich oczach ujrzała wesołe iskierki. Dziwny człowiek.
-Świetnie. -przez chwilę miała wrażenie, że staruszek klaśnie w dłonie, ale na szczęście tego nie zrobił. -Nauczyciele jednogłośnie zgodzili się żebyś uczestniczyła w zajęciach wraz ze swoim rocznikiem. -wiedziała, że tak będzie. Nie było innej możliwości. Uśmiechnęła się, wiedząc, że takiej oczekuje od niej reakcji. -Wspaniale, skoro, to już ustaliliśmy, to pozostaje nam tylko przydział. -Obrócił się do regału, na którym spoczywała stara Tiara, która podobno należała kiedyś do samego Godryka Gryffindora. Czarodziej wziął ją do rąk i obchodząc biurko stanął przed uczennicą. Po chwili stary kapelusz spoczywał na jej głowie zatrzymując się dopiero na czubku nosa...
-Minęło kilka tat, odkąd miałam przyjemność przydzielenia kogoś, z rodu mojego właściciela. -usłyszała cichy głos -Hm... Odważna, sprytna, inteligentna i wrażliwa na krzywdy innych... W każdym z Domów znalazłabyś dla siebie miejsce. Ciężki wybór... Jesteś strasznie podobna do matki. Z nią też miałam sporo problemów. Ciężki wybór... ciężki wybór... Będziesz niewątpliwie kimś wielkim. Tak... Hufflepuff i Ravenclaw nie przygotują cię do życia tak jak powinny... Slytherin? Nie... To nie to. Masz za dużo cech, które upodobał sobie Godryk... tak więc... GRYFFINDOR! -ostatnie słowo Tiara wykrzyknęła na całe pomieszczenie. Evans ściągnęła magiczny kapelusz i uśmiechnęła się do opiekunki swojego domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz