Chyba wiem kim jesteś...
część I
Paranoik…
Jak sprawić żeby… teoretycznie normalny człowiek cierpiał z powodu
urojeń prześladowczych? Co zrobić, żeby każdego dnia oglądał się za
siebie w poszukiwaniu kogoś, kogo nie ma?
Żeby nie czuł się bezpiecznie nawet w swoich prywatnych kwaterach,
które strzegły potężne zaklęcia prywatności? Inaczej… Jak normalnego,
inteligentnego człowieka zmienić w wariata?
Lily uśmiechnęła się delikatnie, spostrzegając, że jej ulubiony nauczyciel bardzo szybko i w miarę dyskretnie opuszcza Wielką Salę. Obróciła się do stołu Krukonów i ledwo widocznie skinęła głową.
Udało się…
Pierwszy
element przyniósł oczekiwane skutki. Teraz pozostało im tylko poczekać
na efekty i wcielić w życie kolejne fazy wieloetapowego planu.
-Myślisz, że przyjdzie do Skrzydła Szpitalnego? –usłyszała szept Dorcas.
-Och na pewno.–puściła jej oczko. –Ale coś mi się wydaje, że będziemy mieli dzisiaj zastępstwo. Profesor Shadow może być niedysponowany. –czarnowłosa zachichotała słysząc zmartwiony głos Evans.
-Och, na pewno. Alkohol wyjątkowo dobrze wpływa na układ pokarmowy. –Nie było dla uczniów tajemnicą, że niektórzy nauczyciele lubili wypić do obiadu puchar wina lub piwa…
-Mogłabyś podać mi sałatkę? – zapytała chcąc zmienić temat. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś usłyszał o czym rozmawiają. Niektórzy ludzie byli koszmarnymi plotkarzami…
-Dziwne,
przecież jest za późno na pocztę… -szepnęła Meadows patrząc w górę.
Podobnie robiło wiele osób szepcąc i szturchając swoich sąsiadów.
-Ale mała sowa.–powiedziała jakaś dziewczynka, najwyraźniej pierwszoroczna.
-Głupia, to nie sowa. –warknął ktoś inny również przyglądając się zwierzęciu, który powoli leciał przez Wielką Salę.
Lily
nieśpiesznie podniosła głowę. Mało interesowało ją to, co wyraźnie
wzbudziło ciekawość pozostałych. Zaledwie krótki spojrzenie wystarczyło
jej żeby rozpoznać stworzenie.
-Lady, co ty tu
robisz? –zapytała gładząc pióra zmęczonej jaskółki. –Czyżby była aż tak
szalona? –odwiązała mały liścik odnóżki ptaka, który z wdzięcznością
uszczypnął ją w palec.
-To twoje? –zapytała zaskoczona Dorcas.
-W
pewnym sensie należy do mojej zwariowanej siostrzyczki. –szepnęła i z
powrotem skupiła się na jaskółce. –Tęskniłaś, kochana? –podała jaj
kawałek bekonu. –Odpocznij. Potem zabiorę cię do dormitorium. W Sowiarni
nie będzie dla ciebie dość bezpiecznie.
Nieśpiesznie rozłożyła kawałek pergaminu. Krótko… Przeczytała treść wiadomości i natychmiast schowała ją do kieszeni mundurka.
-Lilliane, stało się coś? –zaskoczył ją wyraźny niepokój głosie towarzyszki.
-Nie,
raczej wszystko w porządku. Poproszono mnie o opiekę nad Lady.
–skłamała przyglądając się jej przez chwilę. –Wiesz, chyba zabiorę ją do
pokoju. Spotkamy się pod salą! –powiedziała szybko i opuściła Wielką
Salę.
Weszła
do klasy Obrony tuż przed dzwonkiem. Kilkoro uczniów spojrzało na nią z
niedowierzaniem. Przecież ktoś taki jak ona, nie powinien ryzykować
spóźnienia się na zajęcia z TYM profesorem.
To było samobójstwo, a wszyscy wiedzieli, że ona szczególnie nie
powinna robić czegoś takiego. Nie była przecież głupia… Udowodniła im to
już niejednokrotnie swoimi interesującymi i zarazem kontrowersyjnymi
opiniami. A jednak… miała na tyle odwagi lub gryfońskiej głupoty, żeby
narażać się niepotrzebnie nauczycielowi. I tak już wystarczająco ją
gnębił. Wszyscy to zauważyli… Nawet niektórzy Ślizgoni byli zszokowani
występami nauczyciela, które powoli przekraczało granicę przyzwoitości.
Oczywiście nie żałowali czarownicy mugolskiego pochodzenia, w końcu
pogardzali takimi jak ona, ale mimo wszystko, Shadow był tutaj żeby
nauczać, a nie wprowadzać swoje porządki… Wszystkich uczniów łączyło
jedno pytanie –dlaczego Dumbledore zatrudnił kogoś takiego jak on?
Rudowłosa
dziewczyna starała się zachować kamienną twarz. Przecież nie mogła
roześmiać się na widok czystego przerażenia na twarzach jej rówieśników.
Najzwyczajniej w świecie, zajęła swoje miejsce i wyjęła potrzebne
rzeczy. Zastanawiała się kogo przyślą na zastępstwo… No bo chyba nie
puszczą ich wolno, a niemożliwe było, żeby Shadow mógł spokojnie
poprowadzić zajęcia. Uśmiechnęła się do siebie w myślach. Och, tak… nie
tak szybko dojdzie do siebie.
Rozejrzała
się po sali i jej wzrok przez chwilę zatrzymał się na czarnowłosym
Ślizgonie, który patrzył na nią z niemym pytaniem. Podniosła dyskretnie
kciuk do góry, dając mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
Patrzyli przez chwilę na siebie w milczeniu… Nie walczyli na spojrzenia.
Wiedziała, że Severus chce się upewnić, że nie kłamie. W końcu,
usatysfakcjonowany przerwał kontakt wzrokowy, a ona obiecała sobie, że
dzisiaj spędzi z nimi czas w bibliotece. Zaniedbała ich ostatnio, ale
było to konieczne…
Drzwi
klasy zamknęły się cicho… za cicho. Shadow zazwyczaj zatrzaskiwał je, a
huk sprawiał, że kilkoro uczniów zawsze podskakiwało na swoich
krzesłach.
Zaskoczeni
odwrócili się i zamarli zaskoczeni na widok opiekunki Gryfonów, która
szybko podeszła do biurka, gdzie położyła klatkę ze szczurami.
-Profesor Shadow, jest dzisiaj niedysponowany.
–powiedziała przesuwając wzrokiem po twarzach studentów, odrobinę
dłużej zatrzymując się na Lily. –Niestety nie zostawił żadnych wskazówek
odnośnie przerobionego materiału, dlatego zajmiemy się transmutacją. No, na co czekacie? Jeden na osobę.
Lilliane
iDorcas jako pierwsze podniosły się ze swoich miejsc i podeszły do
klatki po obiekt eksperymentów. Dzięki nim, reszta powoli otrząsnęła się
z zaskoczenia i niemalże przewracając krzesła, poszła za ich
przykładem. Wydawali się wstrząśnięci, ale też i szczęśliwi. Shadow był
niedysponowany… Gwiazdka nadeszła wcześniej…
McGonagall dyskretnie obserwowała uczniów, którzy wydawali się dziwnie szczęśliwi
z powodu nieobecności Nicolasa. Było to co najmniej podejrzane. Zdawała
sobie sprawę, żadne z ich wychowanków nie darzy go sympatią, ale czuła,
że nie tylko o to tu chodzi.Nigdy, od początku września, nie słyszała
żeby którykolwiek student rzucił choćby luźną uwagę odnośnie zajęć
Obrony. Było to niespotykane… Ten przedmiot zawsze budził wiele emocji i
nie raz miała problem z uspokojeniem uczniów na jej zajęciach. A teraz?
Nic, cisza. Coś musi być zdecydowanie nie tak. I to przydzielenie miejsc… Nie wierzyła, żeby przydział stanowisk był przypadkowy. Musi porozmawiać z Lily…
-Dlaczego
jaskółka? –zapytała Dorcas przyglądając się stworzeniu odpoczywającemu w
klatce postawionej na stoliku nocnym koło łóżka Evans.
-Moja
siostra znalazła ją kilka lat temu. Była ranna, więc wzięła ją do domu i
opatrzyła.-uśmiechnęła się do siebie nie przerywając grzebania w
kufrze. –Lady przywiązała się do niej i nie chciała odejść. Jest jej
chyba u nas dobrze.
-Dobrze?
Dlaczego twoja siostra wysłała ją do ciebie? Dlaczego nie użyła sowy?
–nie mogła zrozumieć jak ktoś może tak skrzywdzić stworzenie
nieprzystosowane do takich rzeczy jak wysyłanie listów. Przecież musiało
to być dla niej wykańczające.
-Dorcas, daj spokój i przestań się wściekać. Lady zostanie z nami i wróci jak tylko będzie chciała. Jest silna
i poradzi sobie.–zatrzasnęła wieko kufra i spakowała do torby
znalezione pergaminy. –Moja siostra jest ostatnią osobą, która chciałaby
ją skrzywdzić. –dodała ostro ucinając temat. –Do zobaczenia później,
Lady Deuil*.
„ Ps. Zaopiekuj się moim Szczęściem.” –przypomniała
sobie ostatni wers krótkiej wiadomości. Pogłaskała ptaka po piórach i
wyszła z dormitorium przepuszczając w drzwiach czarnowłosą, która
natychmiast założyła swoją maskę.
-Jesteś jedynaczką? -zapytała obserwując mroczną aurę otaczającą dziewczynę.
-Tak,czystokrwiste rody rzadko posiadają więcej niż jednego spadkobiercę.
-Czyżby za często dochodziło do bratobójczych walk o majątek? –zażartowała.
-Coś w tym rodzaju. –mruknęła.
-Moja rodzina była bardzo liczna. –westchnęła Lily.
-Była? –zapytała zaskoczona Meadows.
-Wojny.
–krótka odpowiedź wyjaśniła wszystko. –Wspaniale byłoby mieć dużo
kuzynów i kuzynek.Wtedy dom nie jest pusty i nikt się nie nudzi.
-Pewnie
tak…-szepnęła ukrywając twarz za kurtyną czarnych włosów. Poczuła
dziwne ukucie w sercu… Miała wrażenie, że utraciła coś ważnego.
Evans
obserwowała ją kątem oka. Widziała zmiany zachodzące na twarzy
dziewczyny. Jej maska na kilka sekund opadła… Wstrzymała oddech
dostrzegając ból i zagubienie. Coś było nie tak, a ona już chyba nawet
wiedziała co… Pozostało jej tylko potwierdzić swoje przypuszczenia, a do
tego potrzebowała pomocy pewnej wampirzycy…
Razem
weszły do biblioteki pod czujnym spojrzeniem bibliotekarki, która
dostrzegłszy Lily,przywołała ją ruchem ręki. Evans szepnęła do swojej
towarzyszki, że zaraz przyjdzie i podeszła do biurka opiekunki
literackich skarbów. Pani Pince uśmiechnęła się do niej delikatnie i
wyjęła spod lady stary wolumin.
-Mój przyjaciel zgodził się ci ją pożyczyć. Prosiłabym jednakże żebyś nie wynosiła jej poza obszar biblioteki. –dodała surowo.
-Oczywiście.
Bardzo pani dziękuję. –przytuliła tom do piersi tak, jakby był jakimś
cennym skarbem. Cóż… dla niej ta księga była bardzo cenna i dla jej
właściciela zapewne też. Historia starożytnych z nad wielkiej i
kapryśnej rzeki niewątpliwie zajmie jej niejedno popołudnie. Ale nie
przejmowała się tym…Chciała zbadać prawa i poznać historię tych ludzi.
Zadowolona
z otrzymanego daru podeszła do stolika zajmowanego przez trzy
dziewczyny. Przycupnęła na wolnym krześle i nachyliła się do nich.
-Jak wam idzie?–zapytała szeptem.
-Jeszcze
kilka prób i nie powinno być problemów z tym zaklęciem. –Ann dotknęła
różdżką pióra, które po chwili rozpłynęło się w powietrzu. –Spróbuje na
czymś większym.
-I
najlepiej na żywym. –Dorcas wyjęła torby szczura. –Zabrałam go po
zajęciach z McGonagall. –powiedziała z miną niewiniątka, co wywołało
parsknięcia pozostałych dziewcząt.
-Astira?
-Czary dźwiękowe opanowane. Damy niezły koncert. –puściła rudej oczko.
-Wspaniale. Rozłóżcie na blacie jakieś książki i pergaminy. Dobrze byłoby, żeby wszyscy myśleli, że ostro zakuwacie.
-Zakuwamy? –Ann zmarszczyła brwi.
-Och… Uczycie się. –wyjaśniała. –Ja muszę iść. Regulus i Severus mogą zacząć węszyć. Do zobaczenia na kolacji.
Wygładziła
mundurek i ruszyła w stronę działu mistycyzmu, gdzie przy stoliku
siedziało dwóch czarnowłosych nastolatków ubranych w szaty z emblematem
Slytherinu.
-Cześć.–szepnęła odsuwając swoje krzesło. Obydwaj poderwali głowy patrząc na nią z zaskoczeniem. –Nad czym pracujecie? –zapytała wiercąc się na krześle.
-Eliksir euforii. –mruknął Snape.
-Dlaczego
cię wczoraj nie było? –wypalił młody Black zanim zdążył się
powstrzymać. Lily spojrzała na niego lekko przekrzywiając głowę. Czyżby
rzeczywiście za nią tęsknił? Ciekawe…
-Musiałam coś załatwić. –odpowiedziała tajemniczo.
-Coś, do czego były ci potrzebne dwie Krukonki i jedna Gryfonka? –Snape uśmiechnął się kpiąco.
-Przeszkadza ci to, Severusie?
-Jestem zaskoczony.
Wcześniej jakoś nie lgnęłaś do towarzystwa. –patrzyli sobie prosto w
oczy tocząc pojedynek nie tylko na słowa, ale też i na spojrzenia.
-Nadal nie szukam towarzystwa. Zaproponowały mi coś, poszłam z nimi z ciekawości.
-Jakie to Gryfońskie.
-Ciekawość
to pierwszy stopień do piekła, prawda? –pochyliła się w jego kierunku i
z zadowoleniem zauważyła, że tym razem udało jej się wygrać. Widziała
zaskoczenie na jego twarzy. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
-To… co robiłyście? –wtrącił Regulus wykorzystując chwilę ciszy.
-Knułyśmy. –zażartowała wywracając oczami. –Meadwos uparła się, że pomoże mi z Obroną.
-Masz problemy? Może moglibyśmy…
-Nie!
Nie…Dzięki, ale sama dam sobie z tym radę. Wystarczy, że ta trójka nie
daje mi spokoju. –powiedziała ostro i położyła na blacie otrzymany od
pani Pince wolumin. –Przepraszam… -dodała podnosząc wzrok ponownie na
Regulusa. –Zrozum,to mój problem i sama muszę go rozwiązać. –uśmiechnęła
się delikatnie.
-Cóż, przynajmniej nie było dzisiaj na zajęciach Shadowa. –Severus uśmiechnął się kpiąco.
-Och tak, to chyba wszystkim poprawiło dzień.
-Marco, mówił,że chyba czymś się struł. –powiedział Black marszcząc brwi. –Widział go jak wpadał do łazienki.
-Może
ma na coś uczulenie. Skrzaty Domowe gotują bardzo dobrze i nie ma szans
żeby zatruć się ich wyrobami. –Evans udała, że zastanawia się nad losem
biednego profesora.
-Mam
nadzieję, że cokolwiek to było, nie przejdzie mu za szybko. –powiedział
z nadzieją Regulus. –Jest okropny. Co Dyrektor sobie myślał
przydzielając mu to stanowisko?
-Najwidoczniej nie patrzył na jego charakter i uprzedzenia, tylko na kwalifikacje.
-Kto jak kto, ale ty, Evans, nie powinnaś go bronić. –syknął Snape.
-Nie bronię. To były jedynie koje spostrzeżenia, z którymi niewątpliwie się zgodzisz. –prychnął w odpowiedzi.
-Jesteś
mugolskiego pochodzenia? –bardziej stwierdził niż zapytał Black. Teraz
już chyba wszystko rozumiał. Shadow musiał dać jej nieźle popalić. Nowa i
do tego szlama… Ale to określenie nie pasowało do niej. Nie… Nie
wierzył, że ktoś taki jak ona może być… Przecież to nijak odpowiadało jego wyobrażeniom, opowieściom rodziców… Nie rozumiał…
Lilliane
Evans powinna być słaba i zagubiona w świecie czarodziei. Nie powinna z
taką śmiałością wygłaszać swoich poglądów… To musi być jakiś żart…
Nie... Nie! Muszą z niego kpić…
-Reg,
wyluzuj.–uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy nie dostrzegła żadnej zmiany
w jego wyrazie twarzy. Był w szoku, ale to co coś, co zobaczyła w jego
oczach… Niedowierzanie i pogarda... –Skoro tak bardzo ci to przeszkadza,
to sobie pójdę. –odsunęła gwałtownie krzesło i zebrała swoje rzeczy.
–Przemyśl to. Nie wszystko jest takie, jak się wydaje. –dodała zimno i
odeszła. Nie była zła… Może trochę rozczarowana. Nie mogła uwierzyć, że
miała nadzieję, że po tych dniach spędzonych w swoim towarzystwie,
zaakceptuje ją bezwarunkowo. Idiotka…
-Stało się coś?–zapytała Ann gdy usiadła z cichym westchnięciem na jedynym wolnym krześle przy ich stoliku.
-Regulus odkrył,że jestem z rodziny mugoli. –wyjaśniła krzywiąc się.
-Uła… i co teraz?
-Och,
nic. Dam mu trochę czasu. Zobaczymy co z tego wyjdzie. –pogładziła
okładkę książki udając, że nie obchodzi ją reakcja chłopaka.
-Myślisz, że nadal będzie chciał się z tobą przyjaźnić? –zapytała powątpiewająco Astira.
-Wy się ze mną zadajecie. –warknęła.
-My to zupełnie co innego. Nasze rodziny są bardziej tolerancyjne. –powiedziała niezrażona tonem rudowłosej.
-Mów za siebie. –westchnęła Dorcas. –Na wszelki wypadek nie będę wspominać, że spędzam z tobą czas. -spojrzała na Evans przepraszająco.
-Nie ma problemu. Nie chcę stać po między tobą a twoją rodziną. –mruknęła nawet na nią nie patrząc.
-Och, daj spokój. Nie o to mi chodzi. Mam naprawdę gdzieś...
-Dorcas! –syknęła Astira zniesmaczona słownictwem koleżanki.
-…
co sobie o mnie pomyślą. Ja… po prostu nie jestem wstanie znieść ich
gadania. Znowu będą paplać o czystości krwi i tradycjach. Mam głęboko w
dupie –zignorowała ostre spojrzenia Krukonek –wszystko to, co jest dla
nich takie ważne. Nie udało im się przez tle lat przekonać mnie do swoich poglądów, nie uda im się to i teraz.
-Och, no dobrze.Obyś tylko nie żałowała…
-Evans,
nie robię tego ze względu na ciebie. Robię to dla siebie. Nie pozwolę
żeby ktokolwiek formował mnie wbrew mojej woli. –warknęła dając jasno do
zrozumienia, co myśli o sposobie myślenia Lilliany. –Nie jesteś centrum
wszechświata. –dodała jeszcze uśmiechając się lekko.
-Och, dzięki. –wywróciła oczami.
-To co z Blackiem? –zapytała cicho Ann.
-Nic. Jest w szoku, ale przejdzie mu. –zaśmiała się. –Nie spodziewał się, że nie jestem nawet półkrwi. Ale sądzę, że to zaakceptuje.
-Dwa tygodnie. –wypaliła po chwili ciszy Astira.
-Dłużej niż miesiąc. –mruknęła kpiąco Dorcas. –Blackowie mają swój honor i niechętnie przyznają się do błędów.
-Nie
wytrzyma tygodnia… -Ann zaczerwieniła się, gdy wszystkie trzy spojrzały
na nią z niedowierzaniem. –R-regulus jest inny niż reszta. –wyjąkała.
Lily przyglądała się jej przez chwilę i skinęła głową z aprobatą.
-Mniej
niż tydzień… Dobrze, czas pokarze. –otworzyła książkę na wstępie.
–Hmmm… Poszłybyście ze mną do Skrzydła Szpitalnego po kolacji? –zapytała
spoglądając na nieponownie.
-Sama nie trafisz? Myślałam, że znasz już drogę na pamięć.
-Dorcas, doszłabym tam nawet z zawiązanymi oczami. –mruknęła –Pielęgniarka prosiła żebym was ze sobą zabrała. Chciałaby was poznać.–posłała im niewinny uśmiech.
-Poznać? –zapytała podejrzliwie Medison.
-Przebadać , ale na jedno wchodzi. –wyszczerzyła się.
-Przebadać?! To na co bierzesz eliksiry… -Dorcas zmrużyła oczy.
-To
nie jest zaraźliwe. Nic wam nie będzie. To rutynowe badania. Panna
Secretprotectrce po prostu poprosiła mnie żebym was ze sobą zabrała, bo
wtedy ma więcej czasu. Ale jak wolicie… Prędzej czy później i tak
traficie w jej ręce. –wzruszyła ramionami i pochyliła się z powrotem nad
książką.
-Pójdziemy. –usłyszała po chwili ciche zapewnienie jasnowłosej Krukonki. Skinęła głową z zadowoleniem…
Udało się…
Naprawdę rzadko w przeciągu tych czterech lat nauki w Hogwarcie którakolwiek
z nich była w Skrzydle Szpitalnymi zazwyczaj nie były to przyjemne
wizyty… Nie przepadały za tym miejscem. A zwrócenie się o pomoc do
pielęgniarki traktowały jako ostateczną ostateczność.Dlatego też z
niechęcią przekroczyły próg sterylnie czystego pomieszczenia.Meadows
skrzywiła się. Nie znosiła tej oślepiającej bieli…
-Jesteśmy!
–krzyknęła Evans zatrzaskując drzwi Skrzydła Szpitalnego. Towarzyszące
jej dziewczyny spojrzały na nią z dezaprobatą. Nie przejmując się nimi
zebrała puste buteleczki po eliksirach,które zostały po pacjentach i
skierowała się w stronę gabinetu. –Wiesz, że pani Pince znalazła dla
mnie tę książkę? Jest naprawdę świetna!
-Cieszę
się.Profesor będzie zadowolony, że do niej dotarłaś. –trzy
czternastolatki podskoczyły przestraszone słysząc dobiegający zza ich
pleców spokojny,melodyjny kobiecy głos. Odwróciły się napięcie i
zamarły, gdy ich oczom ukazała się czarnowłosa piękność ubrana w biały
fartuch pielęgniarki. Dorcas już wcześniej ją widziała, ale mino to,zdążyła już zapomnieć, jak nienaturalnie piękna potrafi być nowa matrona.
-Och,niewątpliwie!
Mam nadzieję, że uda mi się z nim spotkać. Chciałabym z nim
przedyskutować parę rzeczy. –uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie
jednego z przyjaciół cioteczki, który czasami odwiedzał ich posiadłość.
-Coś da się zorganizować. –powiedziała rozbawiona kobieta. Uwielbiała polityczno-historyczne dyskusje…
-Dzięki!
–posłała kobiecie szeroki uśmiech i usiadła na wolnym łóżku.
–Przyprowadziłam dziewczyny,tak jak sobie tego życzyłaś. –wskazała na
czternastolatki nadal stojące koło drzwi. –Ann Medison, Astira Angelo i
Dorcas Meadows –przedstawiła je z zadowoleniem dostrzegając, że powoli otrząsają się z szoku. –Uprzedziłam je, że będziesz chciała dodać je do bazy danych. –posłała jej sugestywne spojrzenie.
-Doskonale,siadajcie
proszę, dziewczęta. –wskazała łóżko koło swojej podopiecznej i
nieśpiesznie udała się na zaplecze po potrzebne rzeczy.
-Skąd Dumbledore ją wytrzasnął? –szepnęła Astira siadając na białej pościeli.
-Sama się zgłosiła, gdy tylko zwolniło się stanowisko.
-To dlatego ty też się przeniosłaś? –Lily uśmiechnęła się w odpowiedzi.
-Założę się, że jej pacjentami są głównie starsi chłopcy. –zaśmiała się Meadows.
-O
tak, to prawdziwa plaga. Specjalnie musiałam przestać poprawiać smak
eliksirów. –Dorcas zesztywniała słysząc głos pielęgniarki.
-Jakim cudem…-szepnęła z niedowierzaniem.
-Mam
świetny słuch, panno Meadows. –Delia wyszła z zaplecza niosąc tacę z
różnymi przyrządami i buteleczkami. –Lily, ty pierwsza. –Evans
machinalnie podwinęła rękaw koszuli i odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć
na strzykawkę, którą kobieta przytknęła do jej ramienia. Syknęła cicho
czuwając nieprzyjemne uczucie towarzyszące pobieraniu krwi.
Wszystkie
trzy patrzyły z przerażeniem na pojemnik zakończony grubą igłą, który
pielęgniarka podniosła do ręki rudowłosej. Wstrzymały oddech wpatrując
się w igłę, która została wbita w ciało dziewczyny, ale to nie było
najgorsze… Czerwona ciecz powoli wypełniała pojemnik…
-Wystarczy.
–strzykawkę zastąpiła watka nasączona spirytusem. –Twój eliksir.
–podała Lily jeden z flakonów. Podpisała pobraną próbkę i odłożyła ją na
tacę. –To kto następny?
Każda wskazała palcem na inną, bo żadna nie zamierzała poddać się dobrowolnie temu zabiegowi. Lilliane zamrugała zaskoczona zachowaniem koleżanek…
-Och,
dajcie spokój! To nie jest takie straszne, na jakie wygląda. –wywróciła
oczami i zsunęła się z łóżka. –Dorcas, pokaż swoją lwią odwagę. –zaśmiała się spychając czarnowłosą z posłania i zajęła jej miejsce.
-Postaram
się zrobić to delikatnie. –obiecała kobieta gestem zachęcając ją żeby
usiadła tam,gdzie przed chwilą siedziała jej podopieczna. Dorcas
niepewnie usiadła na łóżku i spojrzała z obrzydzeniem na tacę stojącą na
stoliku obok niej.
-To coś, do czego pani zebrała krew… -mówiła powoli nie odrywając wzroku od pojemnika z czerwoną cieczą.
-To
mugolska strzykawka.Jeden z ich bardziej przydatnych wynalazków.
–odpowiedziała na niedokończone pytanie. –Lubię z niej korzystać.
-Nie ma jakiś magicznych sposobów? –zapytała Ann, która stawała się coraz bledsza.
-Są, ale zapewniam cię, że wcale nie jest to przyjemniejsze metody. –Medison skinęła głową dając do znać, że rozumie.
Lily
wiedziała,że to nie jest do końca prawda. Używanie zbyt dużej ilości
magii ludzi na mieszańców bywało ryzykowne… Dlatego wampirzyca badała
uczniów, bo chciała wiedzieć jakich środków może użyć żeby ich uleczyć.
Inaczej będzie opiekować się przecież opiekować nieludźmi, a inaczej ludźmi. To
normalne, że jako szkolna pielęgniarka chce mieć pewność, że swoimi
działaniami nie zaszkodzi pacjentom… Stąd mugolskie strzykawki… Zero
obcej magii wprowadzonej do krwiobiegu minimalizowało potencjalne
zagrożenie.
Dorcas
skrzywiła się, czując igłę bijając się jej w ramię. Było to
nieprzyjemne, ale nie bolało.Z zadowoleniem zauważyła, że kobieta szybko
pobrała krew i podała jej, podobnie jak Lilliane, wacik, który kazała
jej przyłożyć do ranki.
-Połóż się. –rozkazała i wykonała kilka zaklęć diagnostycznych. –W porządku. Nie bolało prawda?
-N-nie.
Nie było tak źle. –przyznała robiąc miejsce Angelo, która powoli
podwinęła rękaw.Podobnie jak Dorcas, Astira z zaskoczeniem stwierdziła,
że badanie nie było takie straszne, jak jej się początkowy wdawało. Mimo zapewnień koleżanek, Ann nie była przekonana co do nieszkodliwości zabiegu. Wyraziła swoje obawy na głos.
-Masz
rację, nie jest to do końca bezpieczne, gdy robi to osoba nieświadoma
niebezpieczeństwa. –potwierdziła wampirzyca. –Ale ze mną nic ci nie
grozi. Igły są jednorazowe i zawsze są czyste, także nie przenoszą
żadnych chorób. –uśmiechnęła się delikatnie. –Mogę?–zapytała wskazując
na ramię. Brązowowłosa pozwoliła jej wbić igłę. –Rozluźnij się,to będzie
szybciej. Wspaniale… I już po wszystkim.
-Czstokrwiści są najgorsi, prawda? –zapytała Lily przekrzywiając delikatnie głowę.
-Och, tak… -kobieta uśmiechnęła się tajemniczo. –Nie rozumieją tylu rzeczy i nie chcą przyznać się do pomyłek. –Znalazłaś pana Blacka?
-Tak… Nie będzie cię już niepokoił. –spojrzała na wampirzycę znacząco. –Myślę, że zrozumie…
-Zapewne.
Niektórzy potrafią otworzyć oczy i spojrzeć dalej niż na czubek swojego
nosa. –zakpiła. –Był u mnie profesor Shadow z dziwnymi oznakami
zatrucia. Mam nadzieję, że tonie przeniesie się dalej. Jeszcze epidemii
by mi brakowało! W6starczy, że zbliża się sezon zimowych przeziębień, a
ja muszę uzupełnić zapas eliksiru pieprzowego. –westchnęła udając
zmęczenie i irytację. –Rumianek…
-Rumianek? –zapytała zaskoczona Astira. Nie rozumiała, co ma ta roślina wspólnego z chorobą Shadowa.
-Tak…-uśmiechnęła
się tajemniczo. –Wracajcie do Pokoi Wspólnych. Zaraz będzie godzina
policyjna. –rzuciła beztrosko i zniknęła na zapleczu.
-O
co chodziło z tym rumiankiem? –zapytała ponownie, gdy tylko opuściły
Skrzydło Szpitalne. Lily zachichotała, wiedząc, żadna z nich nie rozumie
ukrytej wskazówki.
-Panna
Secretprotectrce,starała się nam przekazać żebyśmy dodały do eliksiru
ususzonej stokrotki. –przewróciła oczami –wydłuży działanie i zlikwiduje
smak –dodała.
-Moment… ona nam pomogła? –zapytała z niedowierzaniem Meadows. –Dlaczego?!
-Bo
mimo że nie powie tego na głos, to Shadow działa jej na nerwy.
–zachichotała. –Nie zdziwiłabym się, gdyby specjalnie opóźniała jego
powrót do zdrowia.
-Świetnie…-westchnęła rozmarzonym głosem Astira. –Doskonale jest mieć sojuszników.
-Tak,
ale to nie zmienia faktu, że nie możemy dać się złapać. –przypomniała
im Evans. –Nic na mnie pomoże jeżeli przyłapią nas na gorącym uczynku.
-Musimy zacząć wprowadzać następne etapy planu.
-Jutro. –zadecydowała Ann. –Przećwiczymy jeszcze raz zaklęcia żeby wszystko wyszło jak należy i możemy zaczynać.
-Niech czuje się bezpiecznie jeszcze jeden dzień…-dodała Dorcas z błyskiem w oku.
___________________________
*z francuskiego -żałoba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz